Kosmostolog "Atrederm - pogromca zaskórników"
Ciut o moich własnych spostrzeżeniach i o tym jak właściwie to wszystko się zaczęło:
Zanim zdecydowałam się na te kuracje przeczytałam ogromną ilość wiadomości na ten temat na internecie, jedni wychwalali retinoidy jako najlepszą rzecz w walce z trądzikiem, inni ostrzegali jakie to mocne i niebezpieczne. Pewność co do tej decyzji nadeszła dużo później, akurat w momencie, kiedy i tak byłam zmuszona pójść do dermatologa - na twarzy wyskoczyło mi straszne podrażnienie. Pani dermatolog nie pomogła mi z tamtym problemem ani trochę, na dodatek strasznie narzekała, że śmiem prosić o receptę czegoś takiego jak Atrederm skoro ja przecież nie mam wcale trądziku, a przebarwienia też sobie wymyślam (i taką cudowną diagnozę postawiła z krzesła po drugiej stronie biurka). Dała mi go "z łaski" gdy powiedziałam, że chcę go używać na plecach, co po części również było prawdą.
Początkowo byłam zła, że dostałam wersje słabszą - 0,025%, jednak pamiętając o historiach strasznych podrażnień i poparzeń wyczytanych w internecie stwierdziłam, że nawet ze słabszą wersją będę ostrożna.
Zaczęłam używać go pod koniec października 2013 r. Pierwsze dwa tygodnie używałam go jedynie na plecach, kolejne dwa na plecach i czole (korzystając z tego, że jak coś mi się stanie to pod grzywką nie będzie tego widać ;D). Nie wiem jak moja skóra to zniosła, ale na początku używałam Atredermu co 2 dni! Dopiero gdy zaczęłam nakładać go na całą twarz opanowałam się z tą szaloną prędkością zaczynając od nakładania Atredermu co 5 dni i dołączając do tego rytuału poranne smarowanie się filtrem przeciwsłonecznym.
Wszystko przebiegało w miarę spokojnie, na szczęście ominął mnie potworny początkowy wysyp którym straszą niemal wszyscy używający retinoidów. Był, owszem, ale znośny. Spodziewałam się czegoś o wiele gorszego.
Skracałam powoli czas pomiędzy kolejnymi aplikacjami Atredermu, pod sam koniec było to co 2 dni, potem skóra zaczęła się trochę buntować dlatego znów wróciłam do 3 dni przerwy, i tak pozostało do samego końca czyli połowy lutego 2014.
Co zauważyłam używając Atredermu?
Trochę zdjęć co by udowodnić jak źle potrafiło być(chociaż szczerze powiem, że zawsze unikam aparatu i zwyczajnie nie mam zdjęć które pokazywałyby faktyczny zły stan jaki potrafił być), jak dobrze było i jak było zmiennie.
Nie wiem czemu to zamieszczam-to ewidentnie był mój "dzień paszteta" |
przed kuracją |
po kuracji |
mała różowa świnka po 4 miesięcznej kuracji |
Podsumowując: Jestem bardzo zadowolona, że jednak zdecydowałam się na taki krok. Atrederm udowodnił mi, że istnieje możliwość by trzymać trądzik w ryzach, pierwszy raz od baardzo dawna byłam szczęśliwa patrząc w lustro. Kto nie ma trądziku może nie zrozumieć, ale te parę chwil kiedy moja buzia była czysta i bez większych niespodzianek czy starych przebarwień dało mi tyle siły i wiary w siebie, że trudno to opisać :) Jeśli same borykacie się z podobnymi problemami skórnymi i próbowałyście już wielu specyfików, które nie dawały efektów - szczerze polecam, jednakże przy zachowaniu szczególnej i należytej ostrożności.
Widać poprawę! Kolejna kobieta zadowolona z Atredermu, serce roście ;) Na lato odstawiasz? Ja obecnie stosuję tylko raz w tygodniu, tak dla podtrzymania efektów.
OdpowiedzUsuńA to nie ryzykowne stosować to i latem? Szczerze nie wiedziałam o tym i tylko dlatego odstawiłam.
UsuńRóżnicę widać! I to ogromną! :) Masz teraz bardzo ładną cerę :) Gratuluję Ci efektów :)
OdpowiedzUsuńSuper efekty! Walczę z trądzikiem juz prawie 2 lata a moja cera to jedno wielkie przebarwienia jedyne co mnie ratuje to podkład z Pierre Rene kryje praktycznie wszystko bez korektora ale malować się nie lubię... Też na jesień zabieram się za tretionine co prawda nie w artredermie, bo lekarzy widzieć nie chcę, ale nie ma problemów w zamawianiu maści na jej bazie bez recepty z zagranicy.U nich występuje nawet stężenie 1% u nas najwyższe z tego co kojarzę to 0.5%
OdpowiedzUsuń