Lipiec był dla mnie miesiącem odpoczynku, niestety również i od bloga. Większość czasu nie było mnie w domu, a jak już byłam to brakowało chęci.
Ten miesiąc uznaję za udany dzięki wygranej walce z własną psychiką. Poprosiłam siostrę by ponownie przycięła mi włosy z czego jestem niezmiernie zadowolona. Suchość odeszła w niepamięć, o wiele lepiej się układają, nie plączą. I znów powróciła nadzieja, że kiedyś wyrównam włosy. Nie powiem by nic mi nie pomogło w tej decyzji... jako, że jestem szalona to i mam szalone przyjaciółki.
Pewnego dnia naszło nas na farbowanie włosów bibułą, uściślając - niebieską. Kolor wyszedł mocno zielony, wypłukał się do zgniłozielonego i ... taki pozostał. Ok. 5/6 cm końcówek nie chciało się wypłukać (u koleżanek zeszło całkowicie). Widocznie miałam na tyle zniszczone włosy, że odmówiły współpracy. I tym sposobem znalazłam motywację by zacząć częściej przycinać włosy :D
Mój problem z wypadaniem niestety dalej trwa, wzmaga się ono coraz bardziej. Po powrocie z tygodniowego wyjazdu umówię się do lekarza, zaczynam się niepokoić... trwa to już ok. 5 miesięcy i jest tylko gorzej.
W tym miesiącu stosowałam:
Szampony:
- Natura Siberica Objętość i Nawilżenie
- Equilibra
- Barwa żurawinowa
Odżywki:
- Natura Siberica Objętość i Nawilżenie
- Garnier Fructis Oleo Repair (w fazie testów, ale raczej mi nie służy)
- Mrs. Potter's aloes i jedwab (odkrycie poprzedniego miesiąca się sprawdza. Moje włosy uwielbiają aloes)
Maski:
- Bioetika
- Kallos Crema al latte
Oleje:
- kokosowy
- winogronowy
- Amla
Inne:
- płukanka lniana
- Jantar
- wyciąg z aloesu zatężony 10-krotnie (dodawany do każdej maski. Cudo)
- żółtko, miód (maska proteinowa, której bardzo nie lubią moje końcówki)
mój "niebieski" po jednym myciu :) |